Lipowa bez lip
Zaczęła się wycinka lip na ulicy Lipowej w Białymstoku.
- Zostanie sześć, może siedem starych drzew i kilka młodych, które zostały posadzone w 2004 roku - mówi Joanna Łempicka, naczelnik wydziału ochrony środowiska i gospodarki komunalnej.
Łempicka przyznaje, że do końca miała nadzieję, że uda się uniknąć tej hurtowej wycinki. Niestety. Na początku wiosny niemal wszystkie drzewa wypuściły liście, ale już po kilku tygodniach większość przypominała łyse kikuty. - Nie mamy wyjścia. Musimy je wyciąć - rozkłada ręce Łempicka. - Ale jesienią zaczniemy sadzić w ich miejsce młode. Miejmy nadzieję, że się przyjmą.
Na pierwszy ogień idzie siedemnaście starych lip, wycinka zaczęła się wczoraj. Zaraz po nich pod topór pójdą kolejne.
Specjaliści od ochrony środowiska zajmują się drzewami w centrum dopiero od roku. Wcześniej "opiekowali" się nimi pracownicy nieistniejącego już dziś Zarządu Dróg i Transportu. I to oni dwa lata temu, pod koniec 2004 roku, zlecili kompleksowe leczenie lip. Kosztowało to 120 tys. zł. - Ale nie są to przecież zmarnowane pieniądze - uważa Eugeniusz Łazewski z Zarządu Dróg Miejskich, spadkobiercy ZDiT. - Przecież zostały całe układy nawadniające, które będzie można wykorzystać po zasadzeniu nowych drzew. Bez problemu będzie też można wykorzystać nawiezioną wtedy glebę.
Dlaczego zabiegi te nie przyniosły spodziewanych rezultatów? Łazewski mówi, że z leczeniem starych drzew jest jak ze starszymi ludźmi. - Drzewa były słabe. Pewnie nie wytrzymały zimy. Trzeba pamiętać, ze w tym roku mrozy sięgały nawet minus trzydziestu stopni! - dodaje.
Kurier Poranny